Podróż pierwsza, czyli jak spotkaliśmy Rocha Kowalskiego i prześwietliliśmy misia

Decyzja była prosta – jedziemy na Pragę. Plan był taki, że pokażę mojej Pani, gdzie mieszkałem dziecięciem będąc, gdzie chodziłem do przedszkola, gdzie do fryzjera (to bardzo ważne, bo po przeprowadzce chodziłem do niego jeszcze przez długie lata, w sumie lat 19), gdzie rozbijałem łokcie jeżdżąc na rowerze i gdzie Rodzice prowadzali mnie na spacery. Taka ot podróż sentymentalna.

Może niezbyt oryginalnie postanowiliśmy zacząć od Pragi właśnie. Zapanowała, jak wiadomo, wszechobecna moda na pomieszkiwanie w starych wnętrzach, a w cieniu przedwojennych kamienic prężnie rozwija się sztuka współczesna, od klasycznej fotografii po pop-artowe wariacje na temat (na co na pewno zwrócimy uwagę przechadzając się dalej).

praga_tarchomin1Ruszyliśmy z przystanku Tarchomin na Białołęce. Powiózł nas autobus-winda linii 144. Czemu winda? Krótkie autobusiki, których nazwy nie pomnę, ale obiecuję, że następnym razem zanotuję i podam ku przestrodze, o każdym przystanku powiadamiają pasażerów komunikatem poprzedzonym głośnym, nieznośnym ding-dong, który to dźwięk skutecznie wzbudza we mnie agresję i przywodzi skojarzenie z windą (być może w związku z intro do Love In An Elevator, Aerosmith). No to sobie pomarudziłem. Ale do rzeczy.

Już na początku podróży, pojawił się element grozy. I nie był on związany z tym, że ding-dong wyzwolił we mnie złorzeczącego demona. Jeszcze zanim wsiedliśmy, na przystanku, zaczęliśmy robić pierwsze fotki. Wtedy okazało się, że bateria aparatu może nie być tak naładowana ja byśmy sobie życzyli.

Moja wina. Aparat, chociaż fantastycznie się sprawuje, czego efekty będzie można śledzić na bieżąco, system powiadamiania o poziomie naładowania skonstruowany ma dość niefortunnie (z grubsza – nie powiadamia). Muszę się wreszcie nauczyć. A i zapasowy akumulator na nasze wojaże byłby wskazany.

…tak więc aparat poszedł spać do torby, po chwili przyjechała winda i ruszyliśmy.

flaga2Początkowo, chcieliśmy wysiąść przy pomniku Czterech Śpiących, czyli Pomniku Braterstwa Broni, który stoi na skrzyżowaniu ulic Targowej i Alei Solidarności (więcej o nim na pewno przy innej okazji), ale coś zaiskrzyło mi w głowie i za sprawą owej iskry wysiedliśmy na Placu Hallera (o placu też dziś nie napiszemy, bo to materiał na osobną podróż).

Winda odjechała w jedną stronę, a my podążyliśmy w przeciwną, w kierunku ulicy Jagiellońskiej. Ulicą Władysława Skoczylasa doszliśmy do skrzyżowania z ulicą Bertolta Brechta. I tam zaskoczył nas orzeł. Orzeł biały. Powiewał na maszcie. Umieszczony na czerwonym tle. Ale jakiś taki „stary” i jakiś taki bez korony. Poszliśmy to sprawdzić.

um_maz1Okazało się, że przy ulicy Brechta mieści się Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego, a ów starodawny orzeł biały bez korony i na czerwonym tle to jego herb. Wikipedia podaje, że herb nie jest historyczny, a tylko wzorowany na takim.

Kiedy już rozwiązaliśmy „tajemnicę orła”, poszliśmy dalej ulicą Brechta w kierunku Jagiellońskiej, idąc wzdłuż której dotarliśmy do skrzyżowania z ulicą Radzymińską. Idąc dalej prosto weszlibyśmy do Parku Praskiego. My jednak skręciliśmy w prawo. Gdybyśmy rozpędzili się trochę bardziej, po chwili stanęlibyśmy przed bramą warszawskiego ZOO (gdybyśmy rozpędzili się trochę bardziej niż trochę, doszlibyśmy nad Wisłę). Ale że my się specjalnie nigdzie nie spieszymy, przekroczyliśmy bramę Kościoła, który mieści się przy samym skrzyżowaniu.

wiezaW promieniach słońca, w otoczeniu kwitnących drzew i mleczy Kościół Matki Boskiej Loterańskiej wyglądał pięknie. Podziwialiśmy go tylko z zewnątrz, bo w dniu święta był zamknięty, ale za to dokładnie obejrzeliśmy całe jego otoczenie. Puste drewniane ławeczki czekające na wiernych i na przygodnych wędrowców, na okalających teren kościoła murach ceramiczne obrazy przedstawiające kolejnekosciol_praga1 stacje drogi krzyżowej, lekko zaniedbana, ale wciąż majestatyczna, a przy tym urokliwa dzwonnica. I figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem, która zdaje się mieć pieczę nad tym miejscem.

rochNaszą uwagę – trochę bardziej moją – przykuł głaz z wyrytym następującym tekstem:

Tu spoczywa Roch Kowalski,
bohater «Potopu».
Poległ w bitwie ze Szwedami
o Warszawę 29 lipca 1656 r.
RIP

Ciekawe, prawda? Chcących dowiedzieć się czegoś więcej o owym bohaterze i autentyczności miejsca jego spoczynku odsyłamy tutaj.

Rzeczywiście, głazy pamiątkowe nigdy jakoś nie wzbudzały mojego wybitnego zainteresowania, może – prozaicznie – ze względu na brak szczególnych walorów artystycznych. A może to pozostałość jakichś szczeniackich przemyśleń, a raczej bezmyślności. Pamiątka młodzieńczych, szkolnych wycieczek, gdzie przy kamieniach nie zwykło się przystawać. Błąd.

Wiedza wyniesiona z amerykańskich kreskówek pozwoliła nam rozszyfrować skrót RIP, jako Rest In Peace. Ale… ale jak to? Skąd by się tu wziął angielski skrót? Ha ha! A może to po łacinie? – pomyśleliśmy. W domu sprawdziłem i nie pomyliliśmy się.

Ciekawostka pierwsza
RIP to skrót łacińskiego REQUIESCAT IN PACE, co znaczy „niechaj spoczywa w pokoju”.

Wniosek jest prosty: za dużo amerykańskich kreskówek, ale jest jeszcze dla nas nadzieja.

zyrafa_i_misKiedy opuściliśmy mury kościoła, przeszliśmy na drugą stronę ulicy Ratuszowej i weszliśmy do Parku Praskiego. Spacerowaliśmy, sycąc oczy wszechobecną, wiosenną zielenią. Świeże powietrze i upływający leniwie czas sprawiły, że zgłodnieliśmy. Ale zanim napełniliśmy brzuchy, odwiedziliśmy Żyrafę.

zyrafa_glowaZ Żelazną Żyrafą znam się nie od dziś. Minęło ponad 20 lat od naszego pierwszego spotkania, a ona wciąż patrzy na mnie z góry. Rzeźba wykonana przez Władysława Frycz, dar stołecznego ZOO dla warszawskich dzieci i blok mieszkalny dla niezliczonych wróblich rodzin – niezastąpiona.

wrobelekNiejednokrotnie gościłam w warszawskim ZOO, ale z Żyrafą jakoś nie miałam przyjemności. Tak naprawdę, było to chyba dopiero nasze drugie spotkanie. Poważne niedopatrzenie.

zyrafa_od_dolu1Nigdy nie nazwałabym Żyrafy rzeźbą, wygląda raczej na twór metaloplastyczny, wykonany bliżej nieokreśloną techniką. Żelazna Żyrafa jest jedną z nielicznych pamiątek pozostałych po Biennale Rzeźby w Metalu, które odbyło się w roku 1968. Autor rzeźby, Władysław Dariusz Frycz był Kuratorem tego wydarzenia. Na Biennale złożyły się trzy wystawy: Międzynarodowa Wystawa Rzeźby w Metalu w Fotografii, Wystawa Mniejszych Form Rzeźby oraz stała Ekspozycja Dużych Rzeźb, gdzie pojawiła się nasza Żyrafa.

cien_zyrafy2Na skraju parku, przy ulicy Ratuszowej, naprzeciw wejścia do ZOO jest barek. Tam zamówiliśmy hot-doga i hamburgera (o zgrozo!) i faktycznie się najedliśmy. Może nie najzdrowiej, ale smacznie i do syta. Polecamy.

Na pewno zdecydowanie zdrowiej i solidniej niż w znanych sieciach fast foodowych. Normalna, nie-syntetyczna bułka, elegancko wypchana kilkoma rodzajami sałatek, gdzieś w gąszczu zieleniny prawdziwa parówka i sos.

mis_zoo_pragaNastępnie przeszliśmy na przełaj przez park w kierunku Alei Solidarności, gdzie swój wybieg mają niedźwiedzie brunatne zwane misiami. Misie były dwa. Jeden bardziej interaktywny i skory do pozowania do zdjęć, drugi stroniący od lamp błyskowych. Niestety, sesja zrobiona misiowi udała się tylko połowicznie, bo fotki – choć śliczne – wyszły ciut prześwietlone. Co więcej, w trakcie fotografowania misia, aparat padł. Spełnił tym samym groźby, które pokazywał na wyświetlaczu od początku podróży.

Tak to właśnie spotkaliśmy Rocha Kowalskiego i prześwietliliśmy misia.

2 KomentarzeDodaj komentarz

  1. No to sie przeszlam :) Gdzie nastepnym razem mnie zabierzecie? Pozdrawiam!

  2. Miałem okazję odwiedzić Park Praski podczas jednej w projekcji filmowej „pod chmurką” w zeszłe wakacje. Ciekawe miejsce, muszę tam zajrzeć w dzień. Wieczorny seans przerwany został wtedy przez okropną burzę. Żelaznej Żyrafy nie spotkałem, może też uciekła przed deszczem.


Dodaj komentarz